Czas przedświąteczny to czas radochy dla wszystkich złotych rączek. Można bardziej zaszaleć niż zwykle i stworzyć coś niepowtarzalnego, przystroić dom, choinkę, stół, ogród, porobić prezenty z samego serca dla bliskich. No po prostu nieograniczone możliwości. Zaletą wykorzystania kreatywnego mózgu i śmigających zdolnych rąk jest niepowtarzalność, wyjątkowość rzeczy które tworzymy. Cenię wszystko co inne niezwykle wysoko, może dlatego, że większość swojego życia spędziłam w szarym PRL-u, kiedy wszyscy w Polsce mieli takie same, identycznie urządzone mieszkania i chodzili w podobnych ciuchach. Koszmar dla artystki, ale też prawdziwe wyzwanie. Nowiutkie meble przywiezione prosto ze sklepu witałam w drzwiach z piłą i natychmiast przerabiałam. Zasłony robiłam ze sznurka, malowałam lub tworzyłam ze skór obrazy, z koła od wozu drabiniastego miałam żyrandol, ściągałam ze strychów stare meble, które sama restaurowałam, często zmieniałam początkowy wygląd jak na tych zdjęciach, jeśli nie był to prawdziwy antyk.
Na zdjęciu pierwszym góra jest od innego kredensu, dól to stara była bieliźniarka, lustro pomiędzy zostało dorobione i osadzone w starej ramie oraz wyfrezowane przez przyjaciela dwie kolumny.
Szafa z lat pięćdziesiątych wczesnych została odświeżona i dostała przepiękne owalne długie lustro na środkowych drzwiach, czego nie widać dokładnie, bo w tym miejscu w kadrze obrus i poduchy na moim łóżku.
Do dzisiaj mam cudowny przedwojenny kredens w którym ciekawostką są szyby witrażowe, które również sama namalowałam i do którego mam szczególny sentyment, bo to był pierwszy mebel który odrestaurowałam.
Mam też stół, którego blat można było tylko wyrzucić, dorobiłam więc nowy i wykleiłam monetami z całego świata, zalewając potem żywicą.
Szyłam, lub dłubałam na szydełku poduszki, mnóstwo poduszek. Odrestaurowałam stary kołowrotek, który kocham. Zlewozmywak jest na podstawie od starej maszyny SINGER.
Zawsze bardzo mi zależało żeby mój dom miał szczególny charakter, wyjątkowy klimat. Dbałam i dbam o to żeby były rośliny w domu i na balkonie.
Miałam akwaria które też sama zaaranżowałam w całości i czarnego ukochanego kota Gruchę.
To nie wszystko oczywiście co zrobiłam i co robię. Nie sposób wymienić wszystkiego. Ciągle coś wymyślam, zmieniam, ulepszam, poprawiam, tworzę zupełnie nowe.
Na zdjęciach uwiecznione jest mieszkanie które stworzyłam sobie w Polsce.
Dzisiaj od wielu lat mieszkam w Londynie i zapewniam was że równie pięknie, i że nie skończyłam z urządzaniem świata wokół mnie, bo będzie jeszcze do stworzenia własny dom z ogrodem na co już ostrzę sobie artystyczne pazury.
W oko wpadł mi kredens w zakładce, więc zajrzałam. Pięknie urządziłaś mieszkanie. Pomysł z monetami na blacie jest godny powielenia. Chyba wykorzystam,(pozwolisz?) tylko nie znam się na żywicy:) Zdolna i kreatywna z Ciebie osoba. Wiadomo takie nigdy się nie nudzą:)
OdpowiedzUsuńMoje młode lata w PRL też takie były. Na szczęście mieszkałam w starym domu wybudowanym przez dziadka w 36 roku. Były tam już stare meble gdańskie. Do domu, który wybudowaliśmy, zabrałam wszystko:)
Pozdrawiam.
p.sByłam też w Twoim sklepie, niepowtarzalne prace, bardzo oryginalne...wiadomo, spod ręki artysty:)
Pawanno kochana, dopieściłaś mnie na maksa po prostu! Oczywiście pozwalam na powielenie pomysłu z monetami. Żywicę kupiłam w OBI w puszce pamiętam, trzeba poczekać na żachnięcie - trochę to trwa, a potem pociągnąć twardym lakierem matowym do podłóg tez w OBI nabyłam jeśli dobrze pamiętam, ale nawet na pewno bo miałam po drodze do domu. A komplet cudownych gdańskich mebli moi rodzice wywieźli na działkę do altany bo woleli wstrętny nowy regal. Zanim dorosłam do zabrania, korniki zżarły je doszczętnie. Bladego pojęcia nie mam co to nuda, doba za krotka stale i na okrągło. Pozdrawiam cieplutko
Usuń